Zmęczyłam się już wakacjami. Stęskniłam za moją kuchnią. Samego gotowania mi nie brakowało, ale nie miałam dostępu do większości produktów, więc dania musiały być proste i oparte na składnikach dostępnych w przeciętnym polskim sklepie. Ale kasza jaglana była. I kapusta i kalafiory i pomidory. A wszystko pachnące prawdziwym polem. Teraz wracam do "ekologicznej egzotyki" i dobrze mi z tym.
A na początek ciasto, do którego postanowiłam zużyć zalegającą mąkę z amarantusa i okazało się, że to dobry pomysł. Ciasto jest miękkie i wilgotne, a jednocześnie pochrupuje w zębach. No i śliwki, już się zaczynają :)
ciasto:
1 i 3/4 szklanki mąki (po połowie amarantusowej i pszennej)
3 jajka
1/3 szklanki cukru + 2 łyżki miodu
15 dkg masła (roztopionego)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki suszonych drożdży
szczypta imbiru
szczypta soli
szczypta kakao
kilka kropel olejku waniliowego
40 dkg śliwek pokrojonych i zasypanych 1 łyżką cukru i 1 łyżką mąki ziemniaczanej
Jajka miksujemy na gładką masę, dodajemy cukier i miód oraz wystudzone masło. Kiedy całość zacznie przypominać krem, dodajemy powoli mąkę wymieszaną z proszkiem i drożdżami oraz pozostałe składniki. Wylewamy ciasto do foremki, układamy śliwki i pieczemy ok. 35 minut w temp. 170 - 180 st.
z amarantusem , z śliwkami , Kasiu coś pysznego stworzyłaś , widać , widać
OdpowiedzUsuń